W powietrzu czuje zapach prażonej kukurydzy, orzeszków ziemnych i porannej kawy. Aż mdli. Zmieszane wcale nie pachnie to dobrze. Może każde z osobna i owszem ale w takim zestawieniu nawet tak nie brzmi. Orzeszki leżą odpakowana na stole, kawe piłam, ale to było jakieś kilka godzin temu i kubek po niej umyty już dawno leży w szafce, gdzie jego miejsce. A pocorn, skąd do cholery? Jeszcze na dodatek maślany( pachnie inaczej niż ten solony, bardziej tłusto). Otworze okno.
zimno.
Wieczory wcale do ciepłych nie należą. Siedze opatulona w koc ręką odganiając zapach, który jest tak dziwaczny, że nie wpisze się raczej na listę moich ulubionych. Jestem zwolenniczką klasyków. W głośnikach Vivaldi. Mamy wiosne, a utknęłam na zimie. Lubię ją tu najbardziej i tylko tu. Wszystko powoli odchodzi w zapomnienie -coś czuje, że zapach - zostanie ze mną do końca utworu. Może nie chce odejść sam. Może szuka towarzystwa. Vivaldi wydaje się być spoko.
Poszło. Teraz ten zapach będzie mi się kojarzył z muzyką klasysczną. Choć w operach raczej nie popija sie kawy i nie przegryza słonych przekąsek. Trudno to będzie wytłumaczyć. Już sobie nawet wyobraziłam, że ktoś otwiera przy mnie paczkę orzeszków a mi wymyka się z ust " o Vivaldi'.
A i zakochałam się w tym, słuchaj :
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz